Po ok 4 h spania, pobudka ok 9. Śniadanie i ogarniamy lekk okolice, kawka i macha i pierwsze co to trafiamy na Konsulat Polski na Palau obok Ambasady Australii, no jesteśmy w szoku. Konsulem jest miejscowy a na wyspie podobno mieszka ok 5 Polakow. Skąd tu ten konsulat nie widomo. Za kupki w sklepiku i wracamy budzić dzieciaczki. Pakujemy nasza bolide i przenosimy sie do hotelu w dzungli z widokiem na Pacyfik. Natura jest tutaj niesamowita, mega mięsista, zielona i mega żywa. Ptaszki ćwierkają jest pięknie. Chwile sie ogarniamy i jedziemy na Lunch do japońskiej, jest tez pysznie, rachunki w usd wiec tez najdrożej w porównaniu z ostatnimi miejscami w których bylismy. Ruszamy na tur po wyspie kierujemy sie na północ Babeldaob strona wschodnia wyspy, zatrzymując sie na różnych punktach widokowych, Ok 18 docieramy na sam koniec wyspy. Po drodze trafiamy na stolice- palac prezydencki, który został wybudowany zupełnie po drugiej stronie cywilizacji. Ta strona mega dzika, mało mieszkańców, za to drogi super, równe i dobrej jakości. Tutaj większa bieda , dużo złomowisk samochodów, ale wszędzie bardzo czysto. Piękne jest to Palau. Po zmroku wracamy na nasza dzielnie, kolacja , kraby namorzynowe specjał Palau i ok północy padamy