O 9 rano przypływamy na Cozumel. Jest piękny nowoczesny porty w którym stoją już dwa wielkie statki. Tutaj wszystko jest mega skomercjalizowane…
Wyspa nie zwala z nóg… wybrzeże na które przypłynęliśmy jest skaliste, brak prawie plaż piaskowych. Miejsce głownie dla nurków. Wszystko ustawione pod wycieczkowce z cenami przede wszystkim. I mega tłok. Idziemy na spacerek z godzinę na zachód i co chwile jesteśmy atakowani prze nagabywaczy. Ostatecznie bierzmy taksówkę na jedna z piaszczystych plaż i tam chilujemy do końca dnia. Kolor wody jak na Karaiby w ogóle nie zwala z nóg, dobrze ze chociaż Margarita jest wyborna…
Cozumel zawodzi na całego… ale ostatecznie to nic.
Ostatniego dnia na statku… jest medical evacuation jednego z pasażerów, przylatuje helikopter z Miami i bardzo sprawnie zabierają pacjenta do szpitala. Cala akcja przeprowadzona wzorcowo, prze ekipę ze statku wraz z wypuszczeniem wody z jednego z basenów, oczyszczaniem pokładu i przygotowanie węży strażackich, w helikopterze to już pełne zawodowstwo.
Ogólnie rejs statkiem wycieczkowym spodobał nam się bardzo. Statek i serwis na nim bardzo wysoki, obsługa uśmiechnięta, zadowolona, wszystko robią radośnie nie widać oznak olewatorstwa. Ludzie pracujący na statku sa z całego świata i chętnie rozmawia i opowiadają o życiu, pracy świecie. Nie spotkaliśmy nikogo z polski. Wybraliśmy rejs po zachodnich Karaibach i przypadły nam do gustu odwiedzone miejscówki, na niektóre przydałoby się trochę więcej czasu.
Kajuta z balkonem to mega rozwiązanie… takich widoków na morze niema szans znaleźć w żadnym hotelu.
Spędziliśmy na statku 7 nocy, 2 pełne dni na morzu i 4 dni w portach. Ostatnie 3 noce i dni dosyć bujało, a ostatniego nawet 7 w skali Bufora. Bardzo przyjemnie się śpi…
To nasza ostania noc na statku, jutro o 7 rano dopływamy na Floryde.