Australia dziś za nami płacze i to bardzo... od rana leje i to jest pierwszy dzień na tym wyjeździe całodniowego deszczu. Luizkę boli ucho, najprawdopodobniej zapalenie, po konsultacji z lekarzem w Polsce wiemy jaki antybiotyk podać, ale bez recepty nie chcą sprzedać... trzeba iść do lekarza. Ale do lekarza też nie tak łatwo, dopiero do 3 przychodni udało się dostać żeby potwierdzić diagnozę. W dwóch pierwszych nie było miejsc (nie dziwi nas to że tyle ludzi u lekarza, bo chłodzą tu na każdym kroku niemiłosiernie) Służba zdrowia wszędzie taka sama... Wizyta u australijskiego lekarza wygląda na to że wszędzie kosztuje tyle samo, 60 AUD podstawowa, ale jeśli chcemy zamówić do domu, to wzrasta do 260 AUD także sporo. Ostatecznie lekarz wypisuje nam antybiotyk, do tego kupujemy probiotyk i paracetamol (bo nasze zapasy już się skończyły) i Luizka dostaje pierwszą dawkę. Chcemy odwiedzić Aquanarium w Cairns, ale zaraz na wejściu uciekamy, w środku jakieś 19 st a na dworze parno i deszcz, nie chcemy wszyscy na koniec wylądować na antybiotyk
O 16 kierujemy się na lotnisko, tankujemy i oddajemy samochód. Przejechane 420 km, spalone 20l benzyny i liniami JetStar 4h 20minut lecimy na Bali. Przestawiamy zegarki o 2 godziny w tył i teraz mamy plus 7 godzin do Polski. Jest 21.30 Na granicy kolejka dla dzieci znacznie szybciej niż normalna, wiza darmowa poniżej tygodnia, bagaże sa , udaje się bez dodatkowych skanerów i kontroli. Facet od transportu czeka i jedziemy do hotelu. Dziś Westin w Nusa Dua, dzieciaczki o północy czyli o 2 w nocy w Australii padają…