HOT PLACE IN THE INDIAN OCEAN...
W planie było dziś zwiedzanie zachodniej części wyspy, ale już w dniu przyjazdu dowiedzieliśmy się ze wulkan Piton de la Fournaise jest w trakcie erupcji i to już trzeciej w tym roku… W sumie jedyna szansa żeby być i zobaczyć wulkan w trakcie erupcji… zmieniamy plany.. uderzamy na wulkan.
Misja nie jest ostatecznie taka prosta, szczególnie ze zaczynamy o 11… najpierw trzeba wdrapać się samochodem, ponad 1,5H jazdy po serpentynach, następnie 2h z buta po wulkanie i docieramy. Dzieciaczki dzielnie w pełnej ekstazie wędrują z nami ponad 6km w jedna stronę na wysokości ponad 2200 m npm, w temperaturze ok. 10 stopni. Ale było warto, widać wystrzelana ławę, dym i ogień. Jesteśmy spełnieni- jesteśmy na wulkanie w trakcie erupcji… po Etnie, Tongariro i Fuji ten chyba jest najbardziej zwariowany… 1H35 minut szybkiego marszu do auta… razem wyszło ponad 13 km w 3h 35 minut i zjeżdżamy do Sanit Piere, tam niestety Mc Donald (pierwszy raz na tym wyjeździe) bo jest po 18 wszystkie sklepy pozamykane a w restauracjach nie chce się nam za bardzo czekać bo jeszcze 90km jazdy. O 20.30 docieramy do Villa Helena na nasza ostatnia noc na Reunion.
Zabrakło nam trochę czasu, przydałby się przynajmniej jeszcze jeden jak nie dwa dni na tej wyspie ale niestety kolejne rezerwacje samolotów i nie tylko pozwoliły nam na tyle… tutaj trzeba będzie wrócić… jutro zmiana miejscówki.