Mauritius, Mauritius, Mauritius… to wyspa marzen… jak dla nas mocno przereklamowana.
Dziś zwiedzamy wschodnia stronę Reunion i to co dziś widzieliśmy zapierało dech… mix Nowej Zelandii, Australii, Islandii, Skandynawii i Francji...
Wyspa jest pochodzenia wulkanicznego. Najwyższym punktem jest szczyt wygasłego wulkanu Piton des Neiges – 3070,5 m n.p.m. Za to niższy wulkan Piton de la Fournaise, o wysokości 2632 m n.p.m., należy do najbardziej aktywnych wulkanów na świecie…
Pierwszym źródłem dochodów Reunionu jest uprawa trzciny cukrowej, a kolejnym turystyka i to widać gołym okiem, wszystkie wolne miejsca sa w trzcinie cukrowej i nie ma wielkich molochów hotelowych. Wyspa porośnięta piękną bujna, zielona roślinnością tropikalna
Dzień zaczynamy od wodospadu o wdzięcznej nazwie Niagara… następnie kierujemy się w głąb wyspy do miejscowości Salezie gdzie co kolejny widok to lepszy. Jest piękna zieleń, i wodospady rożnych wysokości. Kolejny punkt to stolica uprawy wanilii Bras-Panon- zapach wanilii unosi się w powietrzu… Później wodospady Anse des Caskades… Ruenion wodospadami stoi. Kierując się w stronę wulkanu trafiamy na kościół zalany lawa o wdzięcznej nazwie Notre Dame Lava, objeżdżamy wulkan gdzie co chwila widać pozostałości po ostatnich erupcjach.. widoki przez cale wybrzeże powalają… wieczorem docieramy do St-Pierre gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Dziś sobota impreza na całego..