Wstajemy o 9. Leje.... No masakra. Chyba możemy robić zakład ze jak pojedziemy nawet na Sahare to na bank będzie podać! Chociaż w miarę ciepło 24 st. Dziś mamy w planie Pafos i Coral Bay na zachodzie wyspy, jak się okazuje 150km w jedna stronę. Wyruszamy po śniadanku ok 11. Cała drogę leje, ale dziś mamy farta i się na ostatnie kilka kilometrów rozpogadza (nie pada). Pafos- enklawa Rosjan i ceny tez rosyjskie- trzy kulki lodów: 5 euro. Bardziej nam się podoba niż w rewirach w których mieszkamy, jakby większy ład i porządek. Spacerek po promenadzie i Coral Bay- podobno najpiękniejsze plaża na Cyprze. W ten pochmurny dzień nie zwala z nóg ale w słońcu na pewno może się podobać- trochę w klimatach Tajlandii. W drodze powrotnej: kebaby i naleśniki z truskawkami i odwiedzamy miejsce narodzin Afrodyty- oczywiście razem z nami nasi przyjaciele z federacji rosyjskiej w liczbie hurtowej. Miejsce piękne. W miedzy czasie lekki szaberek mandarynek:) Wieczorkiem wracamy do hotelu, po drodze pokazuje nam się chmurka w kształcie Cypru!!! Kilka rundek z dzieciaczkami wkoło basenu i do spania