Dopływamy do znanego juz nam portu i przekraczamy drugi raz chinska granice, tym samym wykozystujac juz maksymalnie nasze wizy. Tym razem tak samo jak za pierwszym, zero pytan, pieczatki w paszporty i jestesmy znowy w Chinach. Leje na maxa. Jorge juz na nas czeka i jedziemy do domu. Kolejne dni spedzamy na zwiedzaniu, spacerowaniu, jedzeniu w lokalnych knajpkach i zakupach. Kilkanascie razy jechalismy taksowkami z ktorchy wiekszosc ma ponad milion kilometrow na liczniku, nikt tu nie zawraca sobie glowy cofaniem licznika:) Odwiedzilismy rowniez chincki szpital,z Vinim do kontroli. Komunikacja byla na tyle trudna ze telefonicznie lekarz rozmawial z dzieczyna ktora umie po angielsku i tak sobie pogawozylismy. Dwie wizyty lekarskie bez zadnych kolejek razem z lekami kosztowaly 20RMB czyli ok 10PLN. Co na to polscy lekarze??? Powiedzenie rozmawiasz jak z Chinczykiem od tej wizyt nabralo dla nas zupelnie nowego wymiaru- nie ma szans sie z nimi porozumiec nawet na migi:) Ciekawe maja tez przejscia dla pieszych- fotosy w załączeniu. Kraj i ludzie bardzo ciekwe, wszystko wydaje sie byc wielkie, przynajmniej w samym ZHUHAI, ktore uchodzi za jedno z najmniejszych miast Chin i ma zaledwie 3 milony ludnosc. Budynki, drogi i mnostwo ludzi. Odwiedzilismy rowniez sklep w którym mozna kupic sobie herbatke, wczesniej ja degustujac- super miejsce. Kazda hergatka z naszej ksiazki byla dostepna, a rozmawial z nami mlody chiczyk o swojskim imieniu Beny:)- na koniec oczywiscie pamiatkowa fotka z cala nasza druzyna:)