Pogoda się poprawia, już tylko kropi… Wypożyczamy samochód Chevrolet Sparks automatik za 69 $. Kierujemy się na początek na północ od lotniska w stronę Latarni California. Dojeżdżamy do strefy hotelowej przy podobno najlepszej plaży Palm Beach. Odradzamy to miejsce, plaża bardzo wąska, wieżowce przy brzegu i tysiące ludzi. Jedziemy dalej i docieramy do jednej z głównych atrakcji turystycznych Aruby, latarni, po 5 minutach jedziemy dalej, i postanawiamy się zatrzymać na pierwszej plaży z północy na południe, Arshi Beach, zabawiamy na niej dłuższa chwile. Następnie odwiedzamy park motyli dla dzieciaczków bardo fajna sprawa, potem Eagel Beach- tez znana plaża, ale dużo bardziej godna polecenia, szeroka, niska zabudowa, ludzi znacznie mniej. Znajdujemy tez sławne: Watapana tree rosnące na plaży.
Po obiedzie ruszamy na południe, w strefę znacznie mniej turystyczna, dużo biedniej, jest tam wysypisko, rafineria i inne mniejsze fabryki, jak by na innej wyspie i tak jak w wielu miejscach na świecie widać powszechna biedę. Aruba czy to Holandia, Aruba czy może USA? Holandia już dawno chyba nie, Aruba jako taka chyba już tez nie, wszystko należy do amerykańskich korporacji a flaga USA, w wielu miejscach dumnie powiewa jak u siebie… Czy to jest One Happy Island…? Dla tych co tu przyjeżdżają może tak…
Na koniec dnia docieramy do ostatniej a w zasadzie pierwszej plaży z południa na północ: Baby Beach, i tutaj po 3 minutach od wyjęcia z samochodu nadchodzi w jednej chwil mega ulewa, próbujemy uciec od auta ale nic to już nie daje wszyscy przemoczeni i po 5 minutach w jednej chwil przestaje padać, taka ulewa jeszcze nigdzie nam się nie przytrafiła. Moczymy się jeszcze trochę w morzu i wieczorem wracamy do hotelu. Przejeżdżamy ostatecznie prawie 100 km.