Rano kręcimy się trochę po Reykjawiku, jemy tez typowo Islandzkie jedzenie w tym sfermentowany rekin- udało się jakoś przełknąć al. było trudno. Nie wiemy czy to reguła ale mimo tak krótkiego pobytu na Islandii już drugi raz próbowano nas oszukać tym razem na prawie 3000 ISK czyli prawie 100PLN doliczając nam rachunek stolika obok. Dziwne akcje...
Wybieramy się do Blue Lagoon ale nie udaje nam się wejść. Okazuje się ze bilety tylko przez Internet a na tydzień do przodu nie ma wolnych miejsc, znowu chyba przez chińczyków, przyjeżdżają tu ich pełne autobusy. Tak czy inaczej pola lawowe robią na nas ogromne wrażenie, przez cały pobyt czujemy się jak na filmach o Alasce, a cala otoczka Islandii zima to jakby osobna planeta w kosmosie, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Przejeżdżamy łącznie 680km, oddajemy auto w wypożyczalni i o 19,45 odlatujemy do Gdańska. Nadzieja ze chociaż w ostatniej chwili w okolicach lotniska zobaczymy zorze, pozostała niestety niespełniona...
Temperatury nie były za niskie wahały się od -3,5 do plus 3 ale uczucie chłodu było dużo większe niż w Polsce. Było spore zachmurzenie i wiał bardzo silny wiatr.
Tak czy inaczej dosyć krótki zimowy wypad na Islandie zaliczamy do mega udanych...