Wyspiarskie życie toczy się leniwie, od odpływu do przypływu od startu bądź lądowania Air Rarotonga. Turystów nie ma prawie wcale, często jesteśmy jedyni na plaży czy restauracji. Obsługa w sklepach czy knajpach jest totalnie wykończona upałem i nic nie robieniem, mogą gadzinami stać i po prostu gapić się bezmyślnie. Czasami wyglądają jakby byli zupełnie odłączeni. Nie są tez zbyt mili, często się obrażają ze musza na chwile się ruszyć bo klient miał czelność i zawitał. Jest klika wyjątków która cieszy się życiem i ma w sobie trochę energii. Chociaż ostatecznie po paru dniach przestało nas to dziwić…
Co do waluty to obowiązuje tu dolar Nowo Zelandzki ale maja tez bilon z Wysp Cooka i banknot 3 dolarowy w kolorze różowym i zielonym. Zielonego nie widzieliśmy. Przelicznik 1:1
Stworzonek morskich jest co nie miara: wielkie kraby, latające flying fish...
My totalnie odpoczywamy bez tłoku ludzi (jak w Tajlandii czy Meksyku) i setek naganiaczy (jak prawie wszędzie), jeśli już czasem ktoś się pojawi najczęściej kończy się na milej rozmowie i każdy chiluje w swoim stylu. Nie wiemy która jest godzina ani jaki dzień tygodnia. Tego nam było trzeba… totalne oderwanie się od rzeczywistości na malej wysepce na końcu świata